Osierocona Polonia brazylijska
W Środę Popielcową 13 lutego zmarł ks. Benedykt Grzymkowski ( TChr). Przez 47 lat był opiekunem Polonii w Brazylii.
Niniejszy artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych przez uczestników wyprawy „Nuevo Mundo” w trakcie wizyty w Kurytybie w dniach 1 – 5 marca 2012 roku.
OSIEROCONA POLONIA BRAZYLIJSKA
Ks. Benedykt Grzymkowski to dla mnie legendarna postać. Od kilkudziesięciu lat interesuję się Ameryką Południową i dziejami Polaków na tym kontynencie. Z dzieciństwa i lat młodości pamiętam nazwiska kilku rodaków, którzy zawsze kojarzyć będą się z Ameryką Południową. Są to słynni podróżnicy – pisarze: Arkady Fiedler, Wiktor Ostrowski, Tony Halik, a także Ignacy Domeyko „ojciec górnictwa chilijskiego” oraz ksiądz Benedykt Grzymkowski. O czterech pierwszych postaciach można było dowiedzieć się z książek, prasy, telewizji, radia. Były to osobowości ogólnie znane. Zaś o ks. Grzymkowskim wieści w latach: 60., 70. i 80. ubiegłego stulecia były wyjątkowo skąpe, przynajmniej dla przeciętnego obywatela. Dziś nie potrafię odtworzyć skąd brała się moja wiedza o księdzu opiekującym się Polonusami w Brazylii. Gdy myślałem o naszych rodakach w tym odległym kraju zawsze na myśl przychodziła mi osoba ks. Grzymkowskiego.
Benedykt Grzymkowski przyszedł na świat 20. kwietnia 1936 roku w Chełmży. Ukończył Wyższe Seminarium Duchowne Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu. Święcenia kapłańskie odebrał w archikatedrze poznańskiej 23 maja 1959 roku. Kilka lat później uzyskał tytuł magistra romanistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jako Chrystusowiec związał swoje losy duszpasterskie z Polonią. Ks. Ignacy Posadzy założyciel męskiego zgromadzenia zakonnego – Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, potrafił zainteresować młodego księdza losami Polaków w Brazylii. Przypłynął on do tego kraju 23 maja 1966 roku, czyli dokładnie w 7. rocznicę święceń. Był to dla niego znak boży. Czuł, że Brazylia to jego przeznaczenie.
Z opowieści ks. Grzymkowskiego, których mogłem wysłuchać w marcu 2012 roku, w Kurytybie, dowiedziałem się, że pierwsze 9 lat posługi duszpasterskiej spędził w Rio de Janeiro. Od stycznia 1967 roku podjął pracę w kapelanii polskiej tej wielkiej metropolii, dawnej stolicy Brazylii. Dzięki staraniom księdza, przy kościele Matki Boskiej Bolesnej, powstała pierwsza w Rio de Janeiro polska parafia. Został jej proboszczem. Duchowny opowiadał o odmienności pracy duszpasterskiej w Ameryce Południowej. Była to zupełnie inna posługa niż w Europie. Tu poza zwykłą posługą duchową zajął się również opieką nad życiem rodzinnym i społecznym Polonii. Społeczeństwo polonijne było bardzo zróżnicowane zarówno pod względem: zawodowym, intelektualnym, wykształcenia i zamożności. W Rio de Janeiro, wśród Polonii, która przybyła tu w większości po zakończeniu II wojny światowej, byli zarówno: robotnicy, żołnierze, ziemianie, inteligenci oraz arystokraci.
Dzięki umiejętnościom zjednywania ludzi ks. Benedyktowi udało się scalić tutejszą Polonię. Wszyscy wspólnie dbali o zachowanie ducha polskości, o kultywowanie tradycji. Przekazywali te wartości kolejnym pokoleniom Polonusów. Po niedzielnych mszach odprawianych w języku polskim, wierni nie rozchodzili się do domów, ale wspólnie z duszpasterzem udawali się do pobliskiej kawiarni na kawę lub wino i prowadzili długie rozmowy i dysputy. Wszyscy stanowili wielką rodzinę, dużo o sobie wiedzieli, wzajemnie sobie pomagali.
Ks. Grzymkowskiemu udało się utworzyć polski chór. Rodacy uroczyście świętowali wszystkie święta religijne i narodowe. Spotykali się zawsze 3 Maja, 15 Sierpnia, 11 Listopada. W uroczystościach tych nigdy nie uczestniczyli przedstawiciele PRL. Natomiast ks. Benedykt był dumny, że problemami Polonii potrafił zainteresować viceprezydenta Brazylii, który przybył na mszę świętą do polskiego kościoła. Dzięki ks. Grzymkowskiemu powstały kursy i szkoły, w których dzieci oraz młodzież uczyły się języka swoich ojców, a starsze pokolenia pogłębiały wiedzę z zakresu kultury i historii Polski. Ksiądz Benedykt czynił starania, aby rodacy mieli możliwość oglądać filmy polskie, wypożyczał je i organizował ich pokazy.
Działania te były utrudnione, nie można było liczyć na wsparcie polskich konsulatów i ambasady. Wręcz przeciwnie, niektóre działania misjonarzy były torpedowane i dyskryminowane przez przedstawicieli reżimu. W większości Polonia brazylijska omijała placówki konsularne PRL.
We wspomnieniach ks. Grzymkowskiego okres jego pracy w Rio de Janeiro był owocny, przyniósł wiele dobra Polakom. Jego posługa duszpasterska była bardzo pozytywnie przyjmowana przez Polonię, mógł się w niej realizować, spełniać, dawała mu dużo satysfakcji. Jak określił w rozmowie, była to praca ciężka, ale bardzo wdzięczna.
Po 9 latach pracy w Rio de Janiero, w 1975 roku, powołany został na nowe stanowisko – prowincjała Towarzystwa Chrystusowego w Brazylii. Ten awans wiązał się z przeprowadzką do Kurytyby – centrum Polonii brazylijskiej. Działało tu wiele organizacji polonijnych: Centralny Związek Polaków, Uniao Juventus , Stowarzyszenia Polsko-Brazylijskie: im. Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz im. Tadeusza Kościuszki. Charakter pracy wśród Polonii był zupełnie inny niż w Rio de Janiero. Spotkał tu innych Polonusów, byli to głównie ludzie prości, potomkowie pierwszych emigrantów, rolników. Ksiądz mocno podkreślał, że tu w Paranie żyje już ich ósme pokolenie. Polonia nie była tu tak zjednoczona jak w Rio de Janeiro. Były organizacje wierne dawnym polskim tradycjom oraz takie, które współpracowały z reżimowymi przedstawicielami konsulatu PRL. Obchodził one organizowane przez placówki konsularne święta komunistyczne np. 22. Lipca. Ks. Benedykt nigdy nie bał się nowych wyzwań. Zawsze starał się jednoczyć ludzi, a nie ich dzielić.
Obowiązków ks. Grzymkowskiemu przybyło, gdy w 1976 roku został rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Brazylii. Funkcję tę pełnił przez 33 lata, aż do 2009 roku. Odpowiadał za polskich duszpasterzy w całej Brazylii, a pracowało ich tam około 400. Organizował spotkania polskich misjonarzy, jednoczył ich. Wspólnie, mozolnie dzień po dniu budowali mocną pozycję polskich księży i sióstr zakonnych w kościele brazylijskim. Zdobywali jego uznanie i szacunek.
Twarz ks. Benedykta stawała się jeszcze bardziej radosna i uśmiechnięta, gdy zaczynał wspominać pierwszą wizytę Jana Pawła II w Brazylii. Ówczesny Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Brazylii był jednym z głównych organizatorów pobytu papieża w Kurytybie. Początkowo miasto nie znalazło się na trasie wizyty Ojca Świętego, ale zarówno papieżowi jaki i miejscowej Polonii bardzo zależało na spotkaniu w Kurytybie. Plan odwiedzin Brazylii, dzięki staraniom ks. Grzymkowskiego, uległ korekcie. Jan Paweł II przyjechał do stolicy Parany i spędził tu dwa dni. Pierwszy dzień przeznaczony był dla Polonii. Początkowo Episkopat Brazylii planował spotkanie Jana Pawła II z rodakami w polskim kościele p.w. świętego Stanisława, mogłoby na nie przyjść zaledwie 2 tysiące osób. Niestrudzony Ksiądz Benedykt dokonał kolejnej korekty w planach pielgrzymki. Ojciec Święty spotkał się z rodakami na stadionie, wszystkie miejsca były wypełnione. Papieska msza zgromadziła 70 tysięcy wiernych. W drugim dniu pobytu w Kurytybie papież spotkał się z przedstawicielami innych mniejszości narodowych, było ich aż 16. Wśród nich największe wrażenie na Ojcu Świętym zrobili Ukraińcy. Papież zapamiętał ich stroje, tańce i bliską jego sercu muzykę.
Według ks. Grzymkowskiego wizyta Jana Pawła II spowodowała przełom i odrodzenie Polonii. Znów nasi rodacy zaczęli być dumni ze swojego pochodzenia. Ponownie zainteresowali się swoimi przodkami, językiem polskim, historią, kulturą.
Lata 80. to przełom w najnowszych dziejach Polonii w Brazylii. Najpierw w 1980 roku wizyta Jana Pawła II, później w 1984 roku przyjechał do Parany Prymas Polski Kardynał Józef Glemp, który ujął czekających na niego Polaków swoją bezpośredniością, aż w końcu, w 1989 roku nastąpiła długo oczekiwana zmiana systemu politycznego w Polsce. Od tego czasu zmieniła się sytuacja Polonii. Poza księżmi, w nurt autentycznej współpracy włączyli się nowi dyplomaci wśród nich Konsul Marek Makowski. Zyskali oni zaufanie Polonusów, ich kontakty stały się częstsze. Ks. Grzymkowski podobnie jak Polonia zadowolony był z takiej zmiany, wielkie nadzieje pokładał w powrocie starego – nowego konsula, który budzi tu nadzieje na lepszą współpracę.
Zdaniem polskiego misjonarza trzeba wysiłku, aby Polacy byli jednością, aby nic, ani nikt ich nie dzielił, by nie tworzyć podziałów na Polonusów, z którymi można współpracować i na tych którzy „pobłądzili” i należy ich unikać. Było to tym bardziej przykre, że sygnały takie nadchodziły głównie z kraju. Ksiądz chciał, aby Polonia była niezależna, aby mogła dokonywać sama wyborów, nawet gdy nie zawsze będą rozsądne. Nigdy nie godził się na podział na lepszych i gorszych Polaków. To go zawsze bolało. Żałował, że polscy politycy tak rzadko pamiętają o Polakach rozrzuconych po świecie, że odwiedzają ich okazjonalnie. Jedynym prezydentem RP, który odwiedził Kurytybę był Lech Wałęsa, w 1975 roku. Urzędnicy niższego szczebla przyjeżdżali i obiecywali „góry złota”, a po powrocie do kraju zapominali o brazylijskiej Polonii.
W trakcie naszej rozmowy narzekania w ustach ks. Benedykta to był wyjątek, zresztą trochę sprowokowany przeze mnie. Ksiądz był człowiekiem wiekowym, schorowanym, trochę zmęczonym, ale wyjątkowo pogodnym, dobrodusznym, zawsze chętnym do niesienia pomocy potrzebującym, uczynnym, oddanym ludziom i bardzo poważnie traktującymi swoje obowiązki. Usiłowałem księdza zapytać o jego osobiste osiągnięcia, sukcesy. Ale ten skromny człowiek stwierdził, że starał się cały czas dobrze służyć Bogu i bliźnim. Jeżeli oni byli z tej posługi zadowoleni, to życie miało sens. Niechętnie wspominał o przyznanym mu 7 maja 1996 roku krzyżu komandorskim Orderu Polonia Restituta, który wręczono mu w Ambasadzie RP w Brasilii. O swoich publikacjach i pomocy w wydawaniu polonijnej prasy i czasopism, jak chociażby „Polonicusa” mówił równie niewiele. Stwierdził, że to wszystko jest zasługa obecnego rektora Polskiej Misji Katolickiej ks. Zdzisława Malczewskiego. To on jest tytanem pracy, który potrafi tak dużo zdziałać pomimo braku wsparcia finansowego z kraju. Wypowiadając te słowa ks. Benedykt prosił, abyśmy wyłączyli mikrofony i nie nagrywali tego fragmentu wywiadu.
Obaj księża udzielali się w Polskiej Misji Katolickiej, ks. Benedykt był kanclerzem, a ks. Zdzisław rektorem. Obaj sprawowali posługę duszpasterską w parafii p.w. świętego Jana Chrzciciela w Kurytybie. Byli różni, dwie inne osobowości, które się uzupełniały, ale cel mieli jeden i wspólnie do niego dążyli.
Jestem szczęśliwy, że po wielu latach oczekiwań dane mi było poznać obu księży, że dzięki spotkaniu z nimi mogłem lepiej zrozumieć i poznać wiele problemów związanych z Polakami w Paranie. Mogłem przekonać się jakim poważaniem cieszą się u wiernych w swojej parafii, jak cenieni są przez Polonię. Z naszego spotkania w Kurytybie utkwiły mi w pamięci zwłaszcza dwa obrazy. Pierwszy, jak obaj księża stali w wejściu do kościoła witając wszystkich przychodzących na mszę. Każdemu ściskali prawicę i starali się zamienić choć kilka słów. Druga scena, to wywiad udzielany nam przez księdza Grzymkowskiego. Ten starszy, drobny, niski i przygarbiony mężczyzna, o arystokratycznej twarzy i uśmiechniętych, radosnych oczach siedział w pobliżu obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Obraz ten był dla niego wielkim skarbem i pamiątką podarowaną przez Jana Pawła II Polonii z Brazylii. Wisiał na plebani w widocznym miejscu, ale wcześniej peregrynował do wszystkich polskich parafii, do miast i wiosek w Paranie, w których mieszkali Polacy, a do których nie udało się dotrzeć Ojcu Świętemu.
Opracował: Admin
0