Polskie Andy
Do domu państwa Gębarskich trafiliśmy, w sposób dość niesamowity. Po przyjeździe do Mendozy po prostu zatelefonowaliśmy do nieznanych nam wtedy gospodarzy przedstawiając się, że jesteśmy z Polski i mamy szczerą chęć zobaczyć kawałek Andów. Po 15 minutach oczekiwania pojawił się na dworcu starszy pan, który od pierwszej chwili obdarzył nas serdecznym uśmiechem. Zbyszek Gębarski przyjechał swoim samochodem, aby zabrać nas do siebie do domu. Dom ich stoi zawsze otworem dla wszystkich przybywających tu Polaków, panuje w nim staropolska gościnność i serdeczność. Jeden z pokoi przeznaczony jest specjalnie dla gości z odległej, ale jakże bliskiej jego sercu Ojczyzny.
Wylądowaliśmy właśnie w tym pokoju gościnnym. Zaczęły się długie Polaków rozmowy. Zbyszek szybko wyciągnął akordeon i wspaniałe miejscowe wino, atmosfera pomimo znacznej różnicy wieku i krótkiej znajomości bardzo szybko zrobiła się iście rodzinna, przyjacielska. W domu państwa Gębarskich odebraliśmy wspaniałą lekcję historii i wielkiego patriotyzmu. Na każdym kroku znajdowaliśmy najprzeróżniejsze ślady polskości, mnóstwo książek i albumów z Polski, nut, płyt i kaset
z polską muzyką. Na ścianach wisiały dyplomy przyznawane przez Rząd Emigracyjny
i prezydenta Rzeczpospolitej na Wychodźstwie, przez Polskie Siły Zbrojne przez Związek Polaków w Argentynie. Jest też dyplom za pomoc w budowie Domu Pielgrzyma Polskiego w Rzymie. Nie brakuje dyplomów i podziękowań od komitetów organizacyjnych wypraw andynistycznych. Wspaniałą lekturą okazuje się pękaty pamiętnik, do którego wpisują się
i zostawiają swoje zdjęcia wszyscy goście, którzy odwiedzali dom państwa Gębarskich. Kogo w tym pamiętniku nie ma, same największe sławy, tu wpis Wandy Rutkiewicz, tam Kazimierza Górskiego, Kazimierza Deyny, Zbigniewa Ryna … Chętnie kreśliliśmy też w pamiętniku parę słów od siebie i obowiązkowo zostawiliśmy zdjęcia.
Zbyszek był żołnierzem II Korpusu Wojska Polskiego, brał udział w kampanii włoskiej, walczył m.in. pod Monte Cassino. Po zakończeniu szlaku bojowego w Bolonii jako żołnierz Polskich Sił Zbrojnych nie mógł wrócić bezpiecznie do Polski. Znał już z relacji swoich kolegów, którzy podjęli ten ryzykowny krok i znaleźli się w nowej jakże innej niż ta, o którą walczyli Ojczyźnie, represjonowani i aresztowani. Znając podstawy języka włoskiego zdecydował się więc pozostać we Włoszech. Była to dla niego decyzja bardzo trudna i bolesna. Podtrzymywało go na duchu małżeństwo z młodą 17 -letnią Włoszką z okolic Padwy – Luiginą Salmin. Jednak los wystawił go na kolejną próbę. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza we Włoszech, ustawiczny brak pracy zmusił młodych małżonków do dalszej emigracji. Propozycji wyjazdu mieli wiele. Najbliżej mogli emigrować do Wielkiej Brytanii. Inne oferty związane były już z odległymi kontynentami: Australią lub Ameryką Północną. Gębarscy wybierali jednak jeden z najbogatszych w tym czasie krajów na świecie Argentynę, do której przybyli w końcu lat 40-tych, z zamiarem przeczekania kilku lat, aż poprawi się sytuacja ekonomiczna we Włoszech. Początkowo osiedlili się w stołecznym Buenos Aires, Zbyszek jako muzyk grał w kilku zespołach, założył także swój własny, w którym grał na perkusji oraz puzonie. Zespół grał na przyjęciach u stołecznych elit finansowych. Jednak losy rzuciły ich dalej w głąb kraju, do podnóża Andów, do Mendozy. Dołączyli tu do innych Polaków, którzy kilka lat wcześniej zaczęli tworzyć historię polskiego wychodźstwa w Mendozie. Podobnie jak Zbyszek ludzie ci rekrutowali się z formacji Polskich Sił Zbrojnych. Była to specyficzna grupa, charakteryzująca się wysokim stopniem uświadomienia politycznego i obywatelskiego, większość z nich posiadała wykształcenie zawodowe. Reprezentowali oni wszystkie warstwy społeczne, duży odsetek stanowili inżynierowie, architekci, lekarze, prawnicy oraz rzemieślnicy. Ze względu na wysokie kwalifikacje zawodowe oraz swoją postawę Polacy szybko zyskali uznanie wśród mieszkańców Mendozy, co w znacznym stopniu ułatwiło i przyspieszyło ich asymilację. Już pierwsze lata pobytu polskich emigrantów w Mendozie przyniosły im wielkie osiągnięcia na polu zawodowym.
Zbyszek wraz z Luiginą od lat są właścicielami niewielkiego sklepu spożywczego. Nad wejściem do niego zawieszona jest ogromna biało – czerwona tablica z napisem POLONIA oraz godłem narodowym – orłem w koronie. Zbyszek jest dumny ze swego pochodzenia i na każdym kroku podkreśla, że jest Polakiem. Udało mu się także zaszczepićmiłość do Polski w żonie, tak że czuje się ona bardziej Polką niż Włoszką, chociaż nigdy nie była w dawnej ojczyźnie swego męża. Luigina bardzo aktywnie działa w Związku Polaków. Państwo Gębarscy mają jedynego syna Ricarda, nie zna on już niestety języka polskiego, lecz jego córka mała Ola, dla której dziadek miał więcej czasu wolnego ładnie mówi po polsku i chętnie śpiewa polskie piosenki.
Mamy szczęście, że w czasie naszego pobytu w Mendozie organizowane jest święto, w trakcie którego prezentowana jest kultura i tradycje różnych narodowości zamieszkujących ten region Argentyny. Polska reprezentowana jest przez małą Olę Gębarską, a także mocno śniadego młodziana ubranego w strój krakowski. Okazuje się, że jest to Polak – wnuk jednego z nieżyjących już kolegów Zbyszka, żona jego, także Włoszka dba o to aby, zgodnie z zaleceniami swojego męża wychować wnuczka w duchu polskim. Dzięki takim ludziom można mieć nadzieję, że polska tradycja u podnóża sięgających nieba Andów pozostanie jeszcze długo żywa. Mała, czteroletnia Ola jest dumna ze swojego pięknego stroju krakowskiego. Jest to prezent otrzymany od jednej z polskich wypraw wysokogórskich, w podziękowaniu za serdeczność jaka ją spotkała, ze strony dziadków Oli.
Śladów polskości w najbliższej okolicy jest znacznie więcej, wszak jedna z pierwszych wypraw na najwyższy szczyt kontynentu Aconcaguę była organizowana właśnie przez Polaków. To do odległej Argentyny zorganizowano pierwszą polską pozaeuropejską wyprawę wysokogórską. Wśród jej uczestników znaleźli się najlepsi wspinacze: Konstanty Jodko-Narkiewicz, który pełnił funkcję kierownika oraz Stefan Daszyński, Adam Karpiński, Wiktor Ostrowski, a także Stefan Osiecki – filmowiec i Jan Dorawski – lekarz. Na przełomie 1933 i 1934 roku wspinacze zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Tatrzańskim weszli na ten najwyższy na kontynencie szczyt nową, trudną drogą, prowadzącą przez wschodni lodowiec. Od tego czasu nosi ona nazwę “Droga Polaków”, zaś zdobyte przez nich lodowce noszą nazwę “Lodowiec Polaków” bądź od nazwisk uczestników ekspedycji. Są to Lodowiec Ostrowskiego i Lodowiec Karpińskiego. Wyprawa trwała długo, ponad pół roku i w jej trakcie polscy wspinacze penetrowali różne części Andów. Poza Aconcaguą udało się im zdobyć jeszcze pięć dziewiczych 6-tysięczników, w tym czwarty co do wysokości szczyt kontynentu – Mercedario 6.770 m n.p.m., położony w Cordillera de la Ramada.
Jeden z 6000-tysięcznych wierzchołków odkrytych przez uczestników wyprawy nosi dziś nazwę Szczytu Polskiego – El Pico Polaco. Nie został on wtedy zdobyty przez Polaków, wejście na ten dziewiczy szczyt uniemożliwił im spadający kamień, który zranił jednego z uczestników wyprawy. Polscy andyniści nazwali go wtedy „N” – czyli szczyt nieznany. Obecną nazwę tej górze nadali argentyńscy andyniści, którzy zdobyli ją w 1958 roku a na szczycie poza banderą argentyńską pozostawili też polską flagę.
Osiągnięcia sportowe i badawcze tamtej wyprawy z lat 30-tych odbiły się szerokim echem w całej Argentynie. W wielkiej monografii „Historia del Aconcagua” jeden z rozdziałów poświęcony jest polskiej ekspedycji, a kończy go zdanie „Wyprawa polska na Aconcaguę jest wzorem organizacji pod każdym względem, a więc zastosowanego ekwipunku, rozpoznania dróg, kalkulacji czasu i rozłożenia wysiłku”. O losach tej wyprawy piękną książkę napisał jeden z jej uczestników Wiktor Ostrowski. Polski tytuł ksiązki „Wyżej niż kondory”. Książka doczekała się licznych wydań w języku polskim i hiszpańskim „Mas alto que los condores”. Obie wersje językowe ksiązki znaleźć można w bogatej biblioteczce Gębarskich.
Ale ślady polskie w nazewnictwie andyjskim to ni tylko pokłosie wypraw lat 30. Jeden ze szczytów o wysokości ok. 5.100 m n.p.m. nosi bliską naszemu sercu nazwę Polonia Milenaria – Milenium Polski. Został on zdobyty po raz pierwszy przez młodych polskich harcerzy z Argentyny w roku 1966, w trakcie obozu nazwanego „Tatry I”. Jego organizatorami, poza harcerzami ze stolicy Argentyny, byli młodzi polscy andyniści z Mendozy i Związek Polaków w Mendozie. Zdobywcy wnieśli na szczyt biało-czerwony proporczyk, a także ziemię przywiezioną z Polski z grobu harcerzy poległych w Powstaniu Warszawskim.
Górska aktywność polskich harcerzy rozpoczęła się w połowie lat 60-tych, gdy hm. Wacław Blicharski zaczął organizować letnie obozy w Andach. Pierwszy z nich zorganizowany przez 4 Męską Drużynę Harcerską im. A. Małkowskiego z dzielnicy wielkiego Buenos Aires – Quilmes odbył się w okolicach Cordoby. Pozwolił on na zdobycie niezbędnego doświadczenia oraz przetestowanie sprzętu. W lecie 1968 roku ta sama grupa harcerzy wyjechała na obóz w pasmo Puntas Negras, gdzie dokonała wejść na szczyty o wysokości ponad 4.000 m n.p.m. Efektem tych obozów było powołanie we wrześniu 1968 roku Harcerskiego Klubu Andynistycznego. Członkowie jego planowali już kolejne wyprawy, mające na celu zdobycie dziewiczych szczytów i nadanie im nazw związanych z Polską. Prawodawstwo argentyńskie zezwala, aby wszyscy zdobywcy dziewiczych szczytów leżących powyżej wysokości 5000 m n.p.m. mogli im nadać zaproponowane przez siebie i następnie zatwierdzone przez władze nazwy. Wielokrotnie skorzystali tej okazji młodzi Polacy. W 1969 roku dla uczczenia 25-tej rocznicy bitwy pod Monte Cassino zorganizowano kolejny obóz nazwany tym razem „Tatry II”, rozpoczął się on 10 stycznia w rejonie Cordillera de Santa Clara. Od samego początku młodzi Polacy zdobywali dziewicze szczyty. Pierwszy z nich o wysokości 5.070 m n.p.m. nazwano Generał Teofil Iwanowski, na cześć powstańca wielkopolskiego, który następnie wyemigrował do Argentyny i brał udział w walkach przeciw miejscowym dyktatorom, a także w wojnie z Paragwajem, gdzie za wybitne zasługi przyznano mu stopień generała. Ojciec Teofila Iwanowskiego był Niemcem, matka Polką, on zaś czuł się i deklarował wszędzie polską narodowość.
Kilka dni później 14 stycznia różne zespoły andynistów zdobyły kolejne dwa dziewicze szczyty, ten o wysokości 5.370 m n.p.m. nazwano „Tatry II”, zaś o wysokości 5.220m n.p.m. „Monte Cassino”. Młodzi uczestnicy ekspedycji zostawili na szczycie polski proporczyk, ziemię przywiezioną z Polski i spod Monte Cassino oraz Krzyż Monte Cassino, a także Krzyż Harcerski. W kolejnych dniach wyprawa przeniosła się w rejon Cordon del Portillo, jej uczestnicy chcieli dokonać kolejnego wejścia na Polonia Milenaria, lecz wyjątkowo niesprzyjające warunki pogodowe pokrzyżowały ich plany. 25 stycznia udało się zdobyć następny dziewiczy szczyty położony w łańcuchu górskim Cordon de Pomez , który od tego momentu nosi nazwę „Generał Bór – Komorowski”. Cele wyprawy zostały osiągnięte, lecz do pełni szczęścia zabrakło pomyślnego zakończenia całej eskapady. To właśnie podczas zejścia z tej ostatniej góry w pobliżu przełęczy Manantiales zaskoczyła grupę kamienna lawina, która pogrzebała jednego z uczestników eskapady, młodego druha Marka Gaińskiego. Dla upamiętnienia tej tragedii towarzysze wyprawy postawili w tym miejscu duży żelbetonowy krzyż. Od tego czasu miejsce to nazywane jest Tumba del Polaco, czyli Grób Polaka. Koledzy Marka, uczestnicy wyprawy wracali w to miejsce jeszcze wielokrotnie, aby odszukać ciało zaginionego przyjaciela. Niestety poszukiwania te nie przyniosły spodziewanych rezultatów.
W sercach miejscowej Polonii od razu zrodziła się myśl, aby w pobliżu tego miejsca wybudować schronisko – pomnik ku czci dh Marka Gaińskiego.
Członkom Związku Polaków z Mendozy udaje się otrzymać bezpłatnie działkę nazywaną Quebrada o powierzchni ponad 10 tys. m 2 na której ma stanąć przyszłe schronisko. Jest to miejsce wyjątkowo urokliwe, z piękną panoramą na wysokie andyjskie szczyty.
W pobliżu znajduje się duży obszar leśny co jest zupełnie niespotykane w tej strefie klimatycznej. Był on tu zasadzony jeszcze przez rodzinę włoskich emigrantów Mosso, wcześniejszych właścicieli terenu. Główną przeszkodą w szybkim wzniesieniu tego obiektu był brak właściwych funduszy. Pierwsze pieniądze na budowę schroniska pochodziły oczywiście od rodaków mieszkających w Argentynie , a pierwszym darczyńcą był Stefan Dyk. Powołano komitet budowy na czele, którego stanął ówczesny prezes Związku Polaków w Mendozie Mirosław Zaręba, był w nim również Zbigniew Gębarski.Za plany konstrukcyjne oraz zabezpieczenie materiałów odpowiadał inż. Władysław Ruchaj.
W celu pozyskania dalszych pieniędzy Związek Polaków wydał okolicznościowe cegiełki, były one kupowane przez Polonię z całej Argentyny, liczne harcerskie organizacje polonijne działające w różnych krajach. W 1972 roku udało się uruchomić pierwszą kondygnację schroniska. Przy jego budowie starano się nawiązać do typowej architektury z Podkarpacia. Przy głównym wejściu zlokalizowano niewielki daszek wsparty na kolumnach. Wokół schroniska posadzono kilka typowych dla Polski gatunków drzew
i krzewów. Są tu modrzewie, dęby, lipa, brzoza, a nawet krzewy malin. Są też jednak elementy typowo argentyńskie, miejsce na duży rożen, na którym przygotowuje się wspaniałe asado tj. krwistą wołowinę pieczoną na ruszcie. W środku schroniska same polonica: wizerunek Ojca Świętego, popiersie marszałka Piłsudskiego, wiele wyrobów ludowych. Z okien schroniska widać “polskie szczyty” Krakus i Polonia Milenaria. I w ten sposób, w dalekiej Argentynie, w odległych Andach można znaleźć kawałek Polski. W centralnych Andach nieopodal Mendozy , około 130 km od niej od prawie 40 lat funkcjonuje polskie schronisko wysokogórskie im. dh Marka Gaińskiego, położone jest na wysokości ok. 2.100 m n.p.m. Schronisko to stanowi własność Związków Polaków w Mendozie. Z obiektu tego mogą bezpłatnie korzystać wszyscy Polacy zarówno ci mieszkający w Argentynie, jak i przybywający z odległej Ojczyzny.Bezpośrednio odpowiedzialnym za funkcjonowanie schroniska uczyniono Zbigniewa Gębarskiego.
Schronisko trafiło w najbardziej odpowiednie ręce, człowieka, który miał bardzo ciepły
i życzliwy stosunek do ludzi oraz doskonale rozumiał wszystkich wyruszających na andyjskie ścieżki górskie. Przez długie lata wraz ze swoją żoną Luiginą opiekował się schroniskiem, dbał o jego rozbudowę i właściwą atmosferę. Po nagłej śmierci Zbyszka w 24 września 1992 roku, opiekę nad schroniskiem objęła Luigina. A dziś, kiedy od kilku miesięcy nie żyje już Luigina, schroniskiem zawiaduje syn Zbyszka i Luiginy – Ricardo, któremu pomaga jego syn Gabriel.
0