Przejazdem przez Krainę, wrażenia z wojny
Przed kilkoma dniami wróciłem z krótkiego pobytu w Chorwacji. Celem podróży było zapoznanie się ze stanem bazy turystycznej Dalmacji – jednej z najpiękniejszych prowincji Chorwacji. Jadąc do Splitu byłem pełen obaw, jechałem do kraju objętego działaniami wojennymi. Jak się okazało moje obawy były w znacznej części nieuzasadnione. Nadmorskie tereny poza małymi wyjątkami nie były objęte działaniami wojennymi. Nie widać tu najmniejszych śladów wojny, nie wyczuwa się atmosfery niepewności, niepokoju. Dla pobieżnego obserwatora, wydaje się, że życie toczy się zupełnie normalnie.
Po kilku dniach pobytu w Splicie i okolicach , czas wracać do Polski. Trasa naszego przejazdu ze Splitu do Polski może wieść dwiema drogami: bardzo piękną i atrakcyjną widokowo trasą transadriatycką do Rijeki bądź dużo krótszą drogą przez Zagrzeb. Ze względów czasowych wybieramy ten drugi wariant wiodący przez tzw. Krainę – tereny niedawnych działań wojennych. Przed dwoma miesiącami miały tu miejsce ciężkie walki między armią chorwacką a Serbami. Pełni obaw, czy dla zwykłego turysty jest to trasa dostępna, wypytujemy o możliwości przejazdu wiele osób w Splicie. Wszyscy jednoznacznie podkreślają , że nie ma najmniejszych obaw o przejezdność i bezpieczeństwo na tej trasie. Jest to dla Chorwatów główny trakt wiodący do stolicy.
Mimo tych zapewnień wyjeżdżamy pełni obaw ze Splitu. W mieście nie widać śladów wojny, życie toczy się w normalnym rytmie. Ulice, kawiarnie pełne są ludzi. Funkcjonują wszystkie instytucje, transport, komunikacja, handel. Nie widać oddziałów wojskowych, posterunków policji tyle co w innych krajach. Może tylko mniej turystów, ale przecież to już koniec sezonu- połowa października.
Wyjeżdżając ze Splitu samochód wspina się ostro w górę, musimy osiągnąć wysokość pasm górskich oddzielających wybrzeże od górskiego interioru. Pierwsze ślady niedawnych działań wojennych widzimy w okolicach zbiornika utworzonego na rzece Cetine. Wsie są opustoszałe , pozbawione mieszkańców , życia. Budynki mieszkalne zniszczone od pocisków artyleryjskich, często pozbawione dachów, powybijane szyby ,na ścianach widoczne ślady po kulach. Przy domach wraki spalonych samochodów. Co kilkanaście kilometrów mijamy posterunki policyjne i wojskowe. Kontrole nie są zbyt drobiazgowe, polegają na sprawdzeniu paszportów, nie ma sprawdzania samochodu, żadnych dodatkowych pytań. Natężenie ruchu na drodze dość duże, mijamy wiele ciężarówek i samochodów osobowych, wszystkie z rejestracją chorwacką.
Przejeżdżamy przez centrum Knina, dawnej stolicy Krainy. Miasto znane już było w czasach cesarstwa rzymskiego, później był ono siedzibą chorwackich królów do roku 1097, następnie dostawało się pod panowanie Bośni, Turcji, Wenecji, Austro-Węgier. Wszystkie budynki zniszczone- spalone, zbombardowane. Widać jednak , że życie powoli wraca do miasta. Funkcjonują już pierwsze urzędy państwowe, na budynkach urzędów wiszą flagi chorwackie: niebiesko-biało-czerwone z biało-czerwoną szachownicą ozdobioną pięcioma herbami różnych prowincji Chorwacji. W mieście mieszkają już pierwsi, na razie nieliczni osadnicy. Przed wojną Knin był ważnym węzłem kolejowym, dzisiaj nie widać by funkcjonowały połączenia kolejowe. Czynne są nieliczne jeszcze stacje benzynowe. Wyjeżdżamy z Knina, mijamy kolejne, opustoszałe wsie. Przejeżdżając przez jedną z nich ściągamy uwagę stada wygłodniałych psów. Na polach niezebrane zboża, w przydomowych ogrodach owocujące winorośla, pięknie kwitnące róże. Brak tylko ludzi. Jedynie w niektórych wsiach widać pojedynczych starych ludzi- nie wiemy czy wrócili do swych domów po ustaniu działań wojennych , czy też wojna nie wygnała ich ze wsi. Wędrują z dużymi pojemnikami w poszukiwaniu studni z wodą, dookoła drogi rozmieszczone są gęsto tabliczki informujące o zaminowaniu terenu.
Ludność chorwacka uciekając z wiosek oznaczała swe domostwa , mając nadzieję, że to uchroni ich dobytek przed zniszczeniem. Stąd na ścianach budynków liczne napisy: „ne udirat hrvat”. Jesteśmy na wysokości Bihaca, w odległości 10 km od miasta. Jeszcze kilka niedawno trwały tu zacięte walki między Bośniakami a Serbami Bośniackimi.
Po dalszych kilku minutach jesteśmy w jednym z najpiękniejszych miejsc Chorwacji w Parku Narodowym Jezior Plitvickich. Znajduje się tu kilka śródgórskich jezior położonych na różnych poziomach , z których wody spadają kilkudziesięciometrowymi kaskadami.
Obecnie w licznych hotelach stacjonują oddziały armii chorwackiej. Poza nami turystów jest tu bardzo niewielu, ale obsługa parku narodowego funkcjonuje , w kasie sprzedawane są wejściówki. W pobliskiej restauracji gości obsługują eleganccy kelnerzy w czarnych frakach. Poza granicami Parku spotykamy znowu ponurą rzeczywistość- opustoszałe , zniszczone wsie.
W Slunju rozmawiamy krótko z polskimi żołnierzami służącymi w oddziałach ONZ-u, są oni zakwaterowani w hotelu miejskim. Według ich opinii działania zbrojne na terenie Chorwacji to już przeszłość. Sporne pozostają jedynie tereny wschodniej Sławonii w okolicach Vukovaru.
Przy wyjeździe z miasta długa kolejka samochodów. To ekipy budowlane remontują zniszczony w czasie działań wojennych most na rzece Korana. Ślady wojny dostrzegamy jeszcze na odcinku kilkudziesięciu kilometrów, do miejscowości Karlovac. Dalej wjeżdżamy w tereny nie naruszone wpływami okrutnej wojny, toczy się normalne życie.
0